Termin przede wszystkim.
W środowisku tłumaczy nie jest tajemnicą, że dochowanie terminu przekazania tłumaczenia jest czasem ważniejsze niż jakość tłumaczenia. Popatrzmy realnie: jeśli nasz klient jest umówiony ze swoim klientem na wysłanie mu oferty (tłumaczonej) w ściśle określonym dniu, to chyba lepiej, aby ofertę wysłał na czas, nawet jeśli znajdzie się w niej kilka niegroźnych literówek, niż aby spóźnił się, przekreślając na dobre swoje szanse na zdobycie zlecenia, prawda?
Żaden poważny tłumacz, szczególnie ten, który wykonuje tłumaczenia dla przedsiębiorców, nie może pozwolić sobie na niedochowanie terminu. I pomijając przypadki takie jak nagły wypadek, pożar biura czy równie poważne zdarzenie, w którym po prostu tracimy nasze najważniejsze zasoby, musimy być przygotowani organizacyjnie na wszelkie sytuacje, na które możemy się skutecznie zabezpieczyć.
Tłumacz zawodowy, który poważnie traktuje klientów, szanuje ich czas i pieniądze, winien do minimum ograniczyć ryzyko niedochowania terminu przekazania gotowego tłumaczenia.
Ja kieruję się zasadą dublowania wszystkich kluczowych zasobów, co w praktyce oznacza, że:
– mam dwa w pełni wyposażone biura, w dwóch różnych miejscowościach, oddalonych od siebie o maks. kwadrans jazdy samochodem. Jeśli w jednym zabraknie prądu czy wydarzy się coś innego, co uniemożliwi mi pracę, kwadrans później pracuję już w drugiej lokalizacji;
– mam dwa niezależnie komputery, dwie drukarki, dwa skanery, dwa niezależnie źródła internetu;
– mam trzy numery telefonu i dwa niezależnie aparaty, aby zawsze mieć łączność z moimi klientami, jeśli jeden z telefonów odmówi nagle posłuszeństwa;
– wszystkie dane krytyczne, zwłaszcza tłumaczone dokumenty i dane finansowe, na bieżąco zapisuję na dwóch dodatkowych nośnikach.
To wszystko pozwala mi zagwarantować moim klientom, że tłumaczenie, na które czekają, otrzymają w umówionym terminie, a często przed tym terminem.
Tłumacz jest tylko człowiekiem, ale…
ale jeśli bierze pieniądze za swoją pracę, to bierze też za nią odpowiedzialność. Za każde zdanie, a nawet każde słowo, które sprzedaje klientowi.
Po ponad 20 latach pracy na swoją rozpoznawalną już markę na rynku tłumaczeń, nie mogę pozwolić sobie na słabą jakość mojej pracy. W zapewnieniu rzetelnego przekładu wspomaga mnie nowoczesna technologia tłumaczeniowa, a przede wszystkim profesjonalne oprogramowanie wspomagające pracę w procesie znanym jako computer-aided translation. Na bieżąco korzystam ze środowiska tłumaczeniowego MemoQ, które czuwa nad stosowaniem jednolitej terminologii w ramach konkretnego zlecenia oraz wielu różnych zleceń dla tego samego klienta. Niemal do zera eliminuje ryzyko błędu przy tłumaczeniu dokumentów zawierających wiele danych liczbowych (np. przy sprawozdaniach finansowych). Dodatkowo pozwala zachować format i układ graficzny tłumaczenia identyczny z dokumentem źródłowym.
Wszystkie te działania służą jednemu, nadrzędnemu celowi: każdy mój klient ma otrzymać tłumaczenie, które pozwoli mu skuteczne załatwić konkretną sprawę, rozwiązać konkretny problem, zarobić pieniądze czy zdobyć nowego klienta, czyli takie tłumaczenie, które niczego nie udaje.